Nadeszły w końcu te długo wyczekiwane dni. Od czwartku na działki – naszą i sąsiada – weszła ekipa. W czwartek zaczęli kopać pod fundamenty. Z początku wydawało się, że wszystko pójdzie szybko i bezproblemowo. No cóż… wydawało się! Bo jak potem się okazało to było sporo gliny i przy pogłębianiu chłopaki musiały machać kilofem.
Ps. Ręce mi się trzęsły z wrażenia, więc jakość zdjęcia nie najlepsza.
W tym samym dniu miał być przywieziony materiał z hurtowni budowlanej, niestety nie odjechał, bo zabrakło strzemion, więc ustalono, że przywiozą w piątek. To z kolei opóźniło wykonanie „koszy” i dzięki temu piątek był na wariackich papierach.
I całe szczęście, że panie z pobliskiej betoniarni były wyrozumiałe i nie było problemu z przestawieniem godzin dostawy betonu. Panie miłe, ale kierowca, który przyjechał… to ja nie jestem taka wredna na kilka dni przed „trudnymi dniami”. A może gnało go rozwolnienie lub inna przypadłość i robił wszystko, żeby pozbyć się towaru! Oczywiście myślę o betonie J Za to kierowca drugiej „gruchy” okazał się być przeciwieństwem pierwszego. Poczekał, aż chłopaki powiązały do końca zbrojenie, potem nie widział problemu, że musiał przestawić „gruchę” trzy razy.
Przypomiał mi się dowcip Piotra Bałtroczyka: "Jaki jest paradoks sraczki? I często i rzadko!" Hi hi hi!!!
Muszę się przyznać, że w momencie kiedy zaczął lecieć beton pierwszą rynną, to jak mawiała Nel „Z pustyni i puszczy”, trochę mi się oczy spociły. Pomyślałam sobie: „Kurczę, to będzie podstawa naszego domu.” I tak jakoś błogo mi się zrobiło.
A oto efekt:
Szkoda tylko, że aura teraz nam nie sprzyja, bo przydałby się deszcz, żeby natura nas trochę wyręczyła w podlewaniu fundamentów. Ale nie, oczywiście, do czwartku nie przewidują opadów. Dobrze, że chociaż w nocy popadało.
Hmmm, muszę jeszcze wspomnieć o jednej niespodziance, która nas spotkała w zeszłym tygodniu. Tydzień temu kupiliśmy garaż, więc postanowiliśmy go od razu zainstalować na działce. Umówiliśmy się z facetem, który nam go sprzedał, że za drobną opłatą przewiezie nam nasz nowy nabytek na działkę. I tak też się stało. Wjeżdżając w naszą boczną uliczkę, mówię do męża: „Spójrz, nasza ulica ma nazwę!”. A co sobie o niej pomyślę, to mam ochotę na sałatkę grecką lub pizzę, bo ulica nazywa się OLIWKOWA.
Proszę o radę, jak wykonać uziemienie. We wtorek ekipa wchodzi, żeby kopać pod fundamenty i na tym etapie chcielibyśmy wykonać uziemienie. Nie byłoby problemu, ale nasz elektryk wyjechał na wakację a my mamy coraz więcej wątpliwości. Jeżeli ktoś ma pojęcie, jak to zrobić, to proszę o instruktaż "jak krowie na rowie" lub inaczej mówiąc "łopatą do głowy" . Z góry dziękuję w imieniu moim, mojej połówki i naszej chałupki.